Mamy tu tomik – szkatułkę pełną znaczeń, do której można zajrzeć i bez końca szukać nowych skarbów. Odbiorca czuje się jak dziecko, bo oczami takiego dziecka – ni to dorosłego, ni naiwnego malca – obserwuje na wpół senną rzeczywistość.
„płakał nad kresem niewinności, ciemnotą ludzkich serc i upadkiem w przepaść”
William Golding Władca much
„Wyobraziłam sobie macicę ciotki jako małą zamrażarkę,
w której leżały jej zamrożone dzieci. Zimne dzieci ciotki przeszły
do mojej matki. Nakłuwano ją igłami.”
Aglaja Veteranyi Regał ostatnich tchnień
Debiut młodej, skromnej, a zarazem dobrze rokującej poetki – Urszuli Kulbackiej, wywołuje dyskusje wśród krytyków i odbiorców. Już samo to świadczy, że książka zawierająca ponad trzydzieści wierszy nie jest dziełem nijakim. Zresztą takim być nie może, bo rdzenni mieszkańcy to tom wydany po tym, jak Kulbacka została laureatką Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Krytycy i odbiorcy o wierszach młodej poetki wypowiadają się ambiwalentnie, bo nie jest to poezja łatwa i przyjemna, i co ważniejsze nie jest też jednoznaczna. Ta niejednoznaczność sprawia, że Kulbacka zaskakuje i wywołuje liczne literackie dyskusje. I tak przeczytać można opinie takie jak: „[poezja ta] wywołuje podrażnienia i gęsią skórkę”[1], „poetyka o niepewnych podstawach, rodem z horroru, ale konsekwentna i spójna”[2], „manieryczna i czasem o zbyt pretensjonalnym charakterze”[3], „ ta twórczość przypomina mi dziecinne zabawy (…)”[4], „całość nabiera baśniowo - fantasmagorycznej otoczki”[5]. Wśród nawiązań, które wskazuje się w rdzennych mieszkańcach, są te do twórczości Romana Honeta[6] czy Herty Muller[7].
Osobiście nie wytykałabym poetce nawiązań (może czasem zbyt dosłownych) do Honeta, raczej zwróciłabym uwagę na inne możliwe źródła motywów, mianowicie: Władcę much Williama Goldinga, gdzie paraboliczna historia dzieci i ich zmagań z pierwotnymi instynktami, przyczajone zło, współżycie z naturą jest podobne do metaforycznego świata kreowanego przez poetkę. Innym spostrzeżeniem wartym według mnie odnotowania jest wrażliwość na zło, które w świecie poetyckim rdzennych mieszkańców istnieje bezsprzecznie, a zastanawiać się można tylko skąd pochodzi. W niektórych tekstach jego sprawcami są dorośli [Wydrążone domy], czasem to same dzieci robią „złe rzeczy”, są okrutne [Pajac], ale najgorsze jest zło wszechobecne [Sztuka dla sztuki]. I ta perspektywa związana ze złem – jakaś aksjologia zła, która rysuje się w kolejnych tekstach wskazuje, że człowiek – dziecko jest na obcowanie z tym złem skazany. Zupełnie jak w Jądrze ciemności Josepha Conrada, gdzie człowiek „musi żyć pośród niepojętego, które jest także czymś wstrętnym. A jednocześnie to niepojęte ma urok, który zaczyna na niego działać. Urzeczenie obrzydliwością, rozumiecie? Wyobraźcie sobie rosnący w tym człowieku żal, pragnienie ucieczki, bezsilny wstręt, poddanie się, nienawiść”.[8] Podobnie jak w obu przywołanych przeze mnie utworach, powtarzają się u Kulbackiej motywy:dżungli, władzy, dojrzewania, śmierci, wyborów itd. Jednak młoda poetka nadaje im indywidualnego charakteru, naznacza motywami postmodernistycznej cywilizacji – w zetknięciu, z którą dzieci dorastają, dostosowują się - stąd mamy „dziewczynki bawiące się reaktorze” [Sztuka dla sztuki], „błysk kosmosu przypominający landrynkę w ostrzu” [Epoka i inne zabawy] i in.
Pisząc dzieci, nie mam na myśli tylko dosłownego znaczenia, ale właśnie „rdzennych mieszkańców”. Rdzenni mieszkańcy to „jakieś nieznajome dzieciaki, które są podobno/ rdzennymi mieszkańcami naszych ciał”. Motyw dziecka powtarzający się jak tykanie zegara: ma kluczowe znaczenie dla interpretacji tej poezji. Mamy tu tomik – szkatułkę pełną znaczeń, do której można zajrzeć i bez końca szukać nowych skarbów. Odbiorca czuje się jak dziecko, bo oczami takiego dziecka – ni to dorosłego ni naiwnego malca – obserwuje na wpół senną rzeczywistość. Gdzie indziej czytamy: „mieszkają w nas niedotlenione dzieci, mają przetrącone/kręgosłupy.” [Ból fantomowy]. Wiersze Kulbackiej to tęsknota za utraconą beztroską, ale tej nie doświadczają nawet dzieci, bo dla ich niewinności nie ma dziś miejsca – muszą walczyć o przetrwanie, bo jeśli nie, to usłyszą o sobie: „one musiały umrzeć, takie jest prawo księgi dżungli/powiedział znachor” [Ostatnie zdjęcie z ceremonii].
Dziecko przeżywa traumy – „dzieci podglądają, jak nocą przez skórę matki wychodzi wszystko,/ co złe. od tego nikt nie strzeże: ojciec to ojciec. kiedy przyjdzie,/ (…)trzeba udawać, że chodzi się po omacku.” [Wydrążone domy]. Czy też: „chłopiec wychodzi z wody, podnosi je i przystawia/ do ucha jak konchę. nasłuchuje przez chwilę, ale ci,/ którzy dotykali go we śnie, zdążyli już odejść. Następni/niosą w ustach pochodnie: mają poparzone języki/ i roztapiają na nich cukier. lepkimi dłońmi(…)” [Kręcone lizaki znad morza]. Dziecko samo jest okrutne: „ten któremu ukamienowaliśmy psa mówił, kto pierwszy bez grzechu niech posoli rany [bóg przychodził do wodopoju] albo jak przestrzega marianek: „spotkała was kara za tamto podwórkowe zwierzę,/ które zaszlachtowaliście jak bydlę(…)”.
Motyw dziecka ma w tej poezji bardzo szeroką perspektywę, bo obserwujemy jego drogę do dojrzewania – pozostawione same sobie, bo „z tego strzępka/ królestwa wywieziono furgonetką wszystkie/dobre kobiety, ich powidła i naftalinowe kulki.” [Mleko i kurz], przechodzą inicjację. Z jednej strony czytamy o berle, królestwie np. „dzieci wyglądały jak szaleni monarchowie w purpurze” [Koń trupio blady], z drugiej o „wyszczerbionych dzieciach”. Antynomie między idyllą, a horrorem są stałą jakością tej poezji. Podobnie jak kontrastowanie dzieci ze starcami. Jednak zawsze przez to ukazane jest jakieś ekstremum, przekraczanie granicy – moralnej, lęku, dorosłości itd.
Kulbacka drąży temat – przywołuje nawet Uroborosa [Wąż który połyka swój ogon]. Znajduje narzędzia, dzięki którym rytuał przejścia jest dokonywany [Ostatnie zdjęcie z ceremonii] – składanie ofiary, motyw ryby, nacięcia, rany – poetycki chrzest – wszystko to ceremoniały przechodzenia do świata, od którego nie ma odwrotu. Jednocześnie nie można zostać w miejscu, bo śmierć i tak przybędzie. Jednak to nie samo zło jest tematem wierszy, ale jego istnienie w świecie, jego entropijna siła, która łapie mackami i przyciąga do swojego jądra człowieka – dziecko. To jest jakiś koniec świata – brak porządku, świat zamarza. Apokalipsa jest tym gorsza, bo ukryta za lalkami, konikiem, zabawą, kręconymi lizakami itp. -jak w horrorze, gdzie kołyska, karuzela są jedynie rekwizytami wzmacniającymi kontrast antycypowanego końca. Mróz, zima przenikają świat bohaterów lirycznych: „zima, która ostrzy sobie zęby na dzieci”, odbierającą je matkom, które dopiero „wiosną zobaczą pręgi na jeziorach” [Wyprawy]. To wszechogarniające zimno towarzyszy dzieciom, bo „w łóżkach czuwa mróz”, trzeba wyżymać „koszulki zakrwawione w dzieciństwie” i to godzenie się na śmierć (w wymiarze dosłownym i symbolicznym) zależne jest od posiadanej wiedzy umierających – „pierwsi zmarli byli łagodni i cisi” – „kolejni podchodzili do okien i przesuwali styropianem” [W łóżkach czuwa mróz].
Ciekawym zabiegiem poetyckim jest też przywoływanie, (najczęściej ) kursywą chciałoby się powiedzieć ludowych czy raczej swojskich prawd życiowych. W rdzennych mieszkańcach pojawiają się aforystyczne prawdy pierwotne – czasem są to nawet dosłowne cytaty z życia jakiejś społeczności – dziś takie życiowe frazesy spotyka się w społecznościach małomiasteczkowych, na wsiach. Czytamy: „zagojone – zatopione, głoszą kobiety”, gdzie indziej „który to już dziesiątek,/ czas dorosnąć upominały słomiane babki” [Matki pytają, kim są te kobiety], „każą matce pluć przez ramię, żeby odegnać twarde pięści./podkurczone palce to grzech powtarzają.(…)” [Kto wychodzi z kołysek]. To właśnie takich prawd życiowych uczą się dzieci – „od najmłodszego uczono, że z niektórymi darami nie wolno/się obnosić, bo skrzypią w cudzych oczach” [Podrażnienia]. Ten pierwotny system wierzeń sprawia wrażenie, że jest to punkt zaczepienia dla bohaterów, jednak jest to tylko pozorność. Dzieci są wyobcowane, wykorzenione: są same, często zestawione ze starcami, którzy wzbudzają lęk, ale co więcej postępują wg starych, utartych zasad, zabobonów.
Czy mamy w debiutanckim tomie Kulbackiej szansę na odkupienie? We Wściekłej ziemi – „tamte dzieci śmieją się, że z morza – wielkiej,/rozdrapanej rany – wyjdzie bóg. będzie bił pianę.”. Może bicie piany wystarczy, żeby oczyścić wściekłą, nabrzmiałą ziemię. Na razie jednak mamy zamiast tego piekło - „ziemia staje się coraz droższa, jej imię toobfitość./ten, który nam o tym powiedział, wyprowadził panny/z wesołych miasteczek” [Przepych]; Czy „podobno wesołe miasteczko ukryte w podziemiach/gości nieudaczników i konstruktorów. Wszyscy/naprawiają zepsute mechanizmy. lunapark musi działać(…)” [Święto drążenia] . Jest bóg, ale to śmierć ma większą moc, a elementy chtoniczne nie wróżą rdzennym mieszkańcom niczego dobrego.
Te liczne niebezpieczeństwa, świat bez podstawowej wartości, która dzieciom – ludziom jest potrzebna – poczucia bezpieczeństwa, jest groźny. Tym groźniejszy, bo oparty na paradoksach, które są dominantą stylistyczną rdzennych mieszkańców. Poetka żongluje motywami, czerpie toposy z różnych kulturowych źródeł, ale i tak stają się one dla niej pretekstem, by opisywać świat współczesny: jako dżunglę, jako źródło niebezpieczeństw. Stosuje przerzutnie, elipsy, kursywę, metaforyzuje język po dziecięcemu – pojawia się „nana” [Zmieniają się dekoracje, słowa], są jakby wyliczanki – „niesiemy rzężenie, niesiemy kłusowniczą pieśń: trzy ćwierci do śmierci/i tyle wdzięku, tyle wdzięku w umieraniu smyków.” [Magia i szkielet]. Myślę, że Urszula Kulbacka tworzy poezję podobną ze względu na pozornie dziecięcy język do prozy Aglai Veteranyi. Ta sama perspektywa obserwacyjna – pozycja ni to dziecka, ni dorosłego – takiego odwróconego puer senex. Świat złożony z drobnych elementów – zabawek, rekwizytów, z których wygląda śmierć, zło. Wszystko to, aby opisać „wściekłą ziemię”, chciałoby się powiedzieć za Veteranyi „ziemię, która nigdy nie może się nasycić, zawsze chce jeść”[9]. Ziemię płodną, ale rodzącą niepożądany plon.
Mogę wiersze tej młodej poetki polecić – na pewno nie będzie zawiedzionych. Ja nie mogłam się od nich oderwać - ze względu na ten wizjonerski ton, wskazujący rozrastające się zło, ale także na język budujący wielokrotność znaczeń. Co do poetyckiej przyszłości Urszuli Kulbackiej – myślę, że jeszcze niejednym nas zaskoczy, że będzie poszukiwać, bo nie wydaje się, żeby jej sposób pisania można było zaszufladkować po jednym wydanym tomie. Stawia odbiorcę u stóp góry, na którą można się wspinać za każdym razem innym szlakiem. Wyprawa do dżungli zwanej życiem, w której rdzenni mieszkańcy to my sami.
Urszula Kulbacka, Rdzenni mieszkańcy
Biblioteka „Arterii” t. 13
Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi, 2012
[1] Katarzyna Szopa, Z zabaw i gier dziewczęcych, „artPapier”
[2] Rafał Różewicz, Płynąć z bitem, Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza
[3] Anna Kałuża, Kłusownicza pieśń, Nowe Książki
[4] Justyna D. Barańska, Wywrota.pl
[5] MIchał Sg. , Wywrota.pl
[6] Filip Fidler, Ósmy Arkusz Odry.
[7] Marta Bucholc, Siatka wierszy. „Połów”
[8] Joseph Conrad, Jądro ciemności
[9] Agalaja Veteranyi, Regał ostatnich tchnień
_____________________________________________________________________
Pozostałe artykuły na Portalu Wywrota.pl o Uruszli Kulbackiej i rdzennych mieszkańcach:
- Grażyna Słowacka: Znalazłam klucz
- Wywiad z Urszulą Kulbacką: Rzeczywistość jest czymś zarażona