Nisza Krytycznoliteracka: Magdalena Gałkowska

Nisza Krytycznoliteracka
Nisza Krytycznoliteracka
Kategoria nisza krytycznoliteracka · 1 października 2011

Kolejna odsłona Niszy Krytycznoliterackiej: tym razem rozmawiamy o poezji Magdaleny Gałkowskiej, autorki „Fabryki Tanich Butów".

Drodzy Wywrotowcy!

 

Oto nadszedł październik: lato niepostrzeżenie zamieniło się w piękną jesień,

liście lecą z drzew jak szalone, studenci oraz profesorowie w radosnych podskokach mkną na pierwsze wykłady, uczniowie natomiast już we wrześniu wszystkiego się nauczyli i mogą spokojnie odpocząć.

 

Słowem –  pora dla wszystkich wprost idealna, by porozmawiać o poezji.

 

Tym razem zajmiemy się twórczością dobrze wielu z was znanej poetki, Magdaleny Gałkowskiej, autorki tomiku Fabryka Tanich Butów oraz laureatki XIV edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Osobom niezaznajomionym jeszcze z dorobkiem poznańskiej poetki zaleca się wizytę na blogu http://fabrykatanichbutow.blogspot.com/ . Można też, oczywiście, żadnych blogów nie odwiedzać i zacząć przygodę z poezją Magdaleny Gałkowskiej od tekstów, które w niniejszym wątku zamieszczać będę ja, niżej podpisana.

 

 

Zanim jednak do tego dojdzie, polecam uwadze wszystkich zgromadzonych następującą wypowiedź autorki dotyczącą jej podejścia do poezji:

 

„Edward Pasewicz powiedział mi kiedyś, że do pisania poezji potrzebne są dwie rzeczy: logika i składnia, i wzięłam sobie Jego słowa do serca. Kiedy myślę o wierszu, myślę o specyficznym komunikacie, odwołującym się do wrażliwości czytelnika. W poezji cenię precyzję i wyobraźnię, dobry wiersz nie pozostawia obojętnym, nie daje spokoju i zmusza, by do niego wracać. Wszystko to odnajduję u moich mistrzów: Lowella, Eliota, Larkina, Plath.”  

 

Ciekawam, jak w zderzeniu z powyższą deklaracją odbierzecie pierwszy z wierszy wybranych przez autorkę do wywrotowej analizy i interpretacji, utwór o intrygującym tytule trzydzieści trzy:

 

trzydzieści trzy

 

dziś pan przyszedł do mnie, mówił:

więcej nie zatrujesz rzeki, od tego

są zakłady przemysłowe. produkują

plastykowe rurki. sztuczne włosy lalek

 

nie dają się uczesać. pokręcone w dotyku

jak szklana wata, jak pakuły. mówił:

więcej nie zatrujesz powietrza, od tego

są zakłady chemiczne. blade twarze stażystów

 

łapią powietrze szeroko otwartymi ustami. dziś

pan przyszedł do mnie. nie wyjaśnił słowem,

skąd wzięły się tkanki, mutacje. leczę rany

po wybuchu, wystawiam na słońce, jak twarz.

 

 

Czy utwór ów rzeczywiście porusza w was tę specjalną strunę? Niepokoi i zmusza do powrotu? Czy może przeciwnie:  nie dostarcza emocji, których oczekujecie od dobrej poezji?

 

Gorąco zachęcam wszystkich do dzielenia się wrażeniami i przemyśleniami.

 

______________________________

 

czarna procesja

wyszedłeś, a na nich nie mogę liczyć.
oflagują się, pokrzyczą i znikną.
nic nie będzie już takie samo, nie udawaj,
że spacerujesz po nocach i widzisz.

czy to ważne, kto kłamał bardziej?
rozbieram ściany z obrazów, pochylam się,
znajduję tylko białe prostokąty,
miejsca do zapełnienia. nic nie jest tak ważne.

skąd pomysł, że ludzi trzeba lubić?
wychodzić naprzeciw, otwierać ramiona,
dawać, brać, a potem sporządzić rachunek,
żeby zostały już tylko pełne popielniczki.

barman ma ładny uśmiech.
patrzy na wszystkich, jakby ich kochał.
jedyny na świecie zna tajemnicę,
wchodzenie po schodach, grzebanie kluczem w zamku.

ja znalazłam inną drogę przez miasto,
stopy ogrzeje mi kot.

 

____________________________

 

ultrasonografia

 

noszę w sobie śmierć, ma imię kobiety

chorej na raka mózgu, kończącej się

jak krótkometrażowy film. tak szybko

muszę zrozumieć sens, a potem wybrać.

 

najpierw szukam jak igły, bo potrzebuję

tej chwili bólu, ukłucia. zanim ona odejdzie

wąskim korytarzem, w kierunku świateł, tam,

gdzie wszystko jest sterylne i nie ma zapachu.

 

noszę w sobie śmierć, rozrasta się we mnie

jej dziecko, obce ciało. przybiera formę

jak ciasto pod pewnymi ruchami rąk. teraz

czekam na pierwsze kopnięcie.

 

_____________________________

 

Warszawa

 

jesteś zajebista – to zawsze działa

jak lek na przebudzenie, wtedy łatwiej

utrzymać szklankę z wodą. czuję jak płynie

do formy, w której zamarza na lód i będzie

 

jeszcze zimniej. za oknem drzewo zasłania widok

na Pałac Kultury, pionowy jak ściana kamienicy.

kończy się trawnikiem przed Dworcem Centralnym,

pustym parkingiem i spacerniakiem za bramą.

 

na chodniku przy Chmielnej tkwię zajebista,

z wilgotnymi włosami, bo dziś tak się odprowadza

tych, co odjeżdżają, a potem samemu schodzi

z drogi pod spacerniak, pod trawnik, pod ziemię.

 

pochyla głowę i szuka miejsca w przedziałach.

kodeina, paracetamol, ibuprofen, czarna kawa.

przepychana przez wąskie korytarze wagonów

opieram czoło o chłodną szybę. palę obrazy

 

przesuwające się za oknem.

 

 

                                                                                       Dominika Ciechanowicz