„Cinematic” Lebowskiego - zjawisko muzyczne i... filmowe (recenzja płyty)

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria muzyka · 4 sierpnia 2011

Spójnie zbudowana muzyczna opowieść o kinie – stwierdzenie o tyle efektowne, co nieprawdziwe. Powiedzmy, nie do końca prawdziwe.

Przecież odniesienia do świata dziesiątej muzy sięgają w przypadku Cinematic Lebowskiego zdecydowanie

 szerzej. Wystarczy wspomnieć zdjęcie wybrane na okładkę lub samą nazwę zespołu.

 

 

Albumy koncepcyjne mają to do siebie, że oprócz znajdujących się na nich utworów, także pozostałe elementy z natury wchodzące w skład wydawnictwa pełnią funkcję ujednolicającą. Świetnie tutaj sprawdzają się książeczki dodawane do płyt, na których możemy poumieszczać wprowadzające opisy, zdjęcia, czy nadać samymi kolorami i grafiką odpowiedni charakter. Bardzo często zdarza się, że naczelny temat określany jest już w samym tytule krążka. Tak też dzieje się w przypadku Cinematic.

 

Okładka, książeczka i coś ponad to

 

Zresztą zainteresowanie sztuką filmową wprawny kinomaniak zauważy nawet w nazwie zespołu. Lebowski to przecież bohater tytułowy jednego z dzieł słynnych

 braci Cohen. Kolejnym elementem odwołującym się do świata filmu jest okładka stworzona przez Wiktora Franko. Dobrze zrobione zdjęcie łódeczki z papieru płynącej po zalanej wodą ulicy. Dodać trzeba, że czerwonej łódeczki. Kolor wydobywa ją z monotonnego kolorystycznie tła, a to zabieg znany chociażby z Listy Schindlera. Ten mały element poprzez barwę został połączony z tytułem płyty, tak jakby metaforycznie Cinematic miał stać się ową pokonującą deszcz zabawką. Zabawką jednak wyróżniającą się z otoczenia. Może sama sztuka filmowa jest alternatywą do świata? Może sam album Lebowskiego ma stać się papierową zabawką?


Mnie poza tym owa łódeczka mknąca przez zalane ulice i – jak na krążku i wewnątrz książeczki – sunąca kanałem kojarzy się również z innym filmem. To Tommy Lee Wallace'a wg prozy Kinga. Zapewne jest owe skojarzenie tylko indywidualnym doświadczeniem, możliwe że szukać należy w innym filmowym dziele... ambitniejszym...

 

Zagłębianie się w książeczkę upewnia nas, że wydawnictwo dotyczy sztuki filmowej. Album dedykowany jest ważnym nieżyjącym już osobowościom polskiej kinematografii: Łomnickiemu, Hasowi, Cybulskiemu, Maklakiewiczowi, Niemczykowi. Ponadto Lebowski wprowadza nas w historię powstania projektu. To długa praca ukierunkowana na porzucaniu schematu piosenki rockowej, co w efekcie zbliżyło dźwięki z Cinematic do filmowych ścieżek dźwiękowych.

 

Wielu recenzentów wykorzystywało już – zresztą słusznie – pisząc o płycie Lebowskiego zdanie podane słuchaczom przez zespół: Nasze dźwięki stały się muzyką do nieistniejącego filmu. Warto dodać,

 że taki film miałby znamiona dzieła – powiedzmy – postmodernistycznego. Składałby się z fragmentów innych dzieł. Jeszcze w książeczce możemy wyczytać, że tymi filmami byłyby: Gangsterzy i filantropi, Hydrozagadka, Pamiętnik znaleziony w Saragossie, Le pacte des loups, Bariera oraz 2001: A Space Odyssey.

 

Muzyka i coś ponad to

 

Gdy już krążek zagości w odtwarzaczu, dowiadujemy się, co muzyka Lebowskiego ma wspólnego z tą wykorzystywaną w dziełach filmowych. To swoista emocjonalność, nastrojowość. Dźwięki nie napadają, raczej sączą się. Kolejne partie są ze sobą świetnie zgrane, dopasowane. Przekonujemy się, że dzieło to wypracowane i dokładnie przemyślane. Gdy zasiadamy wygodnie do odsłuchania kolejnych utworów, możemy przeczytać równocześnie o nich samych, o pracy nad nimi i wykorzystanych przy nich pomysłach (możliwość ta jest dwujęzyczna).


Utwory wyszły, musiały wyjść, długie. Tylko dwa (Trip To Doha i Old British Spy Movies) nie przekroczyły sześciu minut, a aż cztery wyszły poza siedem (kończący całość Human Error to prawie ośmiominutowa muzyczna opowieść). Dziesięć długich kompozycji. Choć może słuszniej będzie: rozbudowanych. Słuchając ich, nie nudzimy się. Samo instrumentarium jest interesujące. Obok gitary, basu, perkusji usłyszymy przeróżne klawisze, trąbkę, saksofon a nawet skrzypce.


Tutaj warto wspomnieć o gościnnym udziale Katarzyny Dziubak. 

 

To właśnie w jej wykonaniu możemy słuchać rozbudowanej i bardzo efektownej wokalizy w utworze 137 sec. Miejscami przypomina ona motyw wprowadzony przez Komedę w Dziecku Rosemary, co daje kolejne odniesienie do świata dziesiątej muzy. Na tym nie skończył się jednak udział Katarzyny Dziubak w Cinematic. Wspomniane skrzypce to też jej zasługa. Budują one nastrój zamyślenia w rozkołysanym, stosunkowo krótkim, ale bogatym instrumentalnie Old British Spy Movie.

 

Cinematic jest projektem właściwie instrumentalnym, bo nawet taką rolę pełni tutaj głos Katarzyny Dziubak. Jednak słowo nie ogranicza się do podania tytułów i kilku innych informacji, o których wspomniałem. Przez cały projekt przeplatają się dialogi – oczywiście – filmowe. Więc zabawa w nieistniejący film z fragmentami innych filmów staje się prawie spełniona. Mamy muzykę, dialogi... brakuje obrazu.


Gdy słuchałem fragmentów wypowiedzi Romana Kłosowskiego i Zdzisława Maklakiewicza z Hydrozagadki wykorzystanych w Iceland, nie potrafiłem się uwolnić od wrażenia, że tym – bądź co bądź – komediowym dialogom udało się Lebowskiemu nadać innego, poważniejszego wymiaru. Jednocześnie ma się wrażenie, że słowa dwóch polskich aktorów są częścią nierozerwalną z ową muzyką. To swoista emocjonalna melorecytacja.


Niesamowitym doświadczeniem jest odsłuchiwanie utworu Cinematic. Właśnie tutaj wśród dźwięków przeróżnych instrumentów (dla mnie niesamowicie brzmią partie gitarowe) słyszymy wypowiedź Leona Niemczyka: Mniemam, że od jednego końca świata, do drugiego, historia miłości wszędzie jest jednakowa. Po niecierpliwych frazach: Zdążymy, tym razem na pewno zdążymy, które raczej wskazują na niemożliwość osiągnięcia celu, słowa Niemczyka wprowadzają nas w zadumę. Melancholijnie słuchamy kolejnych instrumentów tworzących niesamowity nastrój.


Właściwie każdy kolejny utwór to osobna opowieść ze swoją poetyką, którą warto odsłuchać, przeanalizować i do niej wrócić. Tak przedstawia się również bardzo – jak zespół sam przyznaje – francuski Encore, tak też przedstawia się kończący całość Human Error z fragmentami wypowiedzi robota HAL 9000 z Odysei kosmicznej 2001 dotyczącymi popełnionego przez człowieka błędu. Wszystko opatrzone gitarowymi i klawiszowymi dźwiękami oraz spuentowane odgłosami wydawanymi przez – nomen omen – projektor filmowy.

 

*

 

Lebowski wydał płytę ciekawą, spójną, docenioną nie tylko w Polsce, ale także na całym świecie, zdobywając tytuły Polish Album Of The Year 2010, Best Debut Album. Recenzje są z reguły zachwytem nad tym udanym krążkiem. Zjawisko to na pewno wyjątkowe i warte dostrzeżenia, kojarzone często z rockiem progresywnym lub artrockiem, ale na pewno kojarzone również z dobrą muzyką.

 

Cinematic to płyta, która zasłużyła na zebrane laury.

 

 

© Michał Domagalski

 

 

Lebowski Cinematic
Lebowski, 2010

 

(muzyka: Marcin Łuczaj, Marcin Grzegorczyk)