Po sukcesie Jetlagu, który został nominowany do nagrody Conrada, Michał Radomił Wiśniewski po raz kolejny rozprawia się z biurową klasą średnią, wrzucając ją w gargantuiczny wir problemów nowoczesnej cywilizacji, ścierającej ze sobą świat postępującej techniki z bardziej niematerialnymi rozterkami.
Z istotą polskości nasze społeczeństwo rozprawia się od lat. Nie jest to wątek wyłącznie literacki – mówimy o tym wszędzie, od telewizji śniadaniowych aż po konferencje naukowe. Mówimy o mentalności Polaków, ukształtowanej przez długie okresy rozbiorów, okupacji etc., o naszych strachach, „narzekactwie,” przesadzonej (lub i nie) martyrologii, o naszym miejscu we współczesnej Europie i świecie.
Mówimy o polskości nieustannie i można odnieść wrażenie, że właściwie już coraz mniej jest do powiedzenia. Rozprawiliśmy się na dobre z obrazem Polaka, razem ze wszystkimi jego przywarami (a także pozytywami). Każdy kolejny głos w tej sprawie co najwyżej potwierdza to, co jest już znane lub akceptowane przez określone grupy. To samo można by powiedzieć w kwestii powstających o tym ciągle książek.
Mimo to, God Hates Poland wybija się na tle literatury o „problemie polskim.” Nie jest to powieść, która bierze na warsztat jeden, określony wątek i rozwija go w oparciu o historię, obraz społeczeństwa etc. aż do jego rozwiązania. Wiśniewski nadał swojej powieści oryginalny i specyficzny wydźwięk dzięki dwóm cechom: tym, że „polskość” stoi tutaj obok innych problemów, które są współmiernie rozpracowywane, mimo tego, że to właśnie z tych innych problemów wynika refleksja nad polskością, która nie zaistniała w powieści sama z siebie. W „God Hates Poland” zawiera się solidnie skonstruowana siatka zależności między poszczególnymi, bardzo współczesnymi wątkami.
Na pierwszy rzut oka można nawet odnieść wrażenie, że w fabule panuje lekki chaos. Prolog nosi cechy typowego, kryminalnego wstępniaka. Jednak po nim następuje wprowadzenie do postaci Sławka, z jego krzątaniną po mieszkaniu o mocno postmodernistycznym, intertekstualnym wydźwięku. Sławek rozmawia z iPhonem: „'Siri, where is my kindle?' Siri odpowiada, wyświetlając definicję „Kindle” z wikipedii. Czytnik e-booków, dostępne takie a takie modele. 'You are useless' wzdycha Sławek. 'But... but...' jąka się Siri.” Sławek nie może znaleźć swojego Kindle'a. Uderza nas strumień świadomości. Czytamy o potrzebie lansu w modnej Warszawie, trochę sarkastycznej ironii, lista marek i produktów (od t-shirtów z H&M aż po xbox 360), poprzeplatane własnymi doświadczeniami z przybyłego stosunkowo niedawno do stolicy pisarza. To wszystko trwa, aż w końcu „Sławek potrzebuje motywacji. Nowej gry,” więc nagle angażuje się w rzeczywistą rozgrywkę typu RPG aby zdobyć 500 punktów XP za znalezienie swojej zguby.
Krótki rozdział ze Sławkiem w roli głównej zapowiada ważną tendencję w powieści. Wiśniewski wykorzystuje ogromny potencjał popkulturowy, wplatając w fabułę przeróżne elementy związane z kulturą internetu, światem gier, nowoczesnymi subkulturami, anime i mangą, memami (niekoniecznie w sensie obrazków z kotami) czy nawet sztuką intermedialną. Język narracji, zazwyczaj dość potoczny, czerpie garściami ze społeczności związanymi z powyższym.
Jest to szczególna dynamika, podkreślona niedługimi rozdziałami, opisującymi losy Sławka jak i kolejnych dwóch protagonistów – Natki, lekko apatycznej, świeżo upieczonej mężatki oraz Tomasza, mieszkającego w Japonii speca od nowoczesnych technologii. Pijacka wyprawa Sławka ze starymi i nowszymi przyjaciółmi zazębia się z podróżą quasi-poślubną Natki na niebezpieczne południe i z tragicznymi, duchowymi rozterkami Tomasza. Poprzeplatane są jeszcze wstawkami fabularnymi z różnymi, pobocznymi postaciami, które mniej lub bardziej przewijają się przez główny nurt fabuły. Intensywna, rozbudowana akcja idzie w parze z ogromem poruszanej problematyki.
Z okładki książki spoziera na nas „boskie oko” kamery monitorującej – z ledwo widzialnym cytatem, który stanowi dość wyraźny trop interpretacyjny. To jest oczywisty problem współczesnej cywilizacji, czyli masowa inwigilacja. Ale choć już w prologu jest mowa o „programach szpiegowskich amerykańskiego rządu,” to w centrum zainteresowania nie leży wyłącznie kontakt rodzaju system – jednostka. Sami sobie zgotowaliśmy ten los, ponieważ w psychice wielu ludzi zakorzeniony jest fetysz podglądacza. Obserwujemy siebie nawzajem, oglądamy live-streamy graczy, porno-kamerki, a nawet zwykłych ludzi w pozornie prozaicznych sytuacjach... jak recytacja poezji. Podglądamy pokojówki w hotelach. Śledzimy wakacyjne perypetie celebrytów na kanałach YouTube i w telewizji. Niezdrowa ekscytacja wzrasta na widok zdjęć ciał potopionych imigrantów. Autor tworzy kolaż z ostatnich wydarzeń wraz ze starszymi, dobrze znanymi problemami. Rozwój technologii pędzi tak szybko, że nietrudno jest potknąć się na własnych ambicjach i potrzebach. Bo jeśli wszystko jest możliwe, to co pozostało nad dane robić dalej? Jak Tomasz stwierdza „Najlepsza sztuka rodzi się z ograniczeń. Kiedy można wszystko, to nie można nic. Kiedy masz ograniczenia, możesz próbować je pokonać.”
Wiemy, z czym to się wiąże. Zatracenie dystansu, wszechogarniająca paranoja, zagubienie. W fabule na okrągło pojawia się jeden, szczególny symbol – czarnej pustyni. Co prawda nie jest on specjalnie wymagający interpretacyjnie, ale w tym przypadku ma bardzo duże znaczenie. Czarna pustynia pojawia się w snach, naznaczony nią jest kres życia, na końcu fabuły pojawia się też w szczególnych okolicznościach. Czarna pustynia jest nicością, pustką pozostawioną po czymś, co kiedyś było naprawdę istotnie, w co wierzyliśmy, na czym opierał się nasz świat.
I tak przechodzimy do tytularnej zagwozdki. Dlaczego Bóg nienawidzi Polski?
Odpowiedź na to pytanie, oczywiście, nie jest jednoznaczna. Choć w powieści zobrazowana jest cała parada tych typów, które widzimy na co dzień w naszym kraju, na ulicach, w telewizji, w komentarzach internetowych, to poza samym deskryptywnym aspektem tkwi w tym bardziej ludzka, indywidualna kwestia, związana z pytaniem o sens naszego postępowania.
Tak samo jak niejednoznaczna jest istota Boga. Jedna z postaci, kolega Tomasza z pracy mówi mu o swojej wizji potężnego komputera, który po przeanalizowaniu wszystkich aspektów związanych z religią, na pytanie o to, czy istnieje Bóg odpowie „teraz tak.” Bóg jest obecny, jeśli tego chcemy, a on pozwala nam istnieć – lub i nie. Wiara, lub jej brak, potrzeba wiary to coś, z czym zmierza się wiele postaci w książce i z czym zmierzyć się musi sam czytelnik – mniej lub bardziej boleśnie.
Nie sposób jest krótko opisać ogół tematyki „God Hates Poland.” Społeczeństwo (nie tylko polskie), jego skomplikowana natura, pytania o sens wiary, o absolut, o to, co współcześnie jest dla nas ważne misternie wkomponowało się w post-internetową, post-kulturową, postmodernistyczną (i parę innych post-ów) opowieść. To tematyczno-narracyjne bogactwo może trochę przytłaczać, ale naprawdę warto jest się w nie zagłębić i wyciągnąć coś dla siebie. Może nawet wiarę w to, że literatura może zbawić świat.
God Hates Poland
Autor: Michał R. Wiśniewski
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
data wydania: 5 listopada 2015
liczba stron: 348