Projekt Połowów literackich zawsze kończył się, w moim odczuciu, nie wyłowieniem „najlepszych” poetów i poetek przed debiutem książkowym, ponieważ jest to zdradziecki i niepewny termin, ile prezentacją tych najlepiej zapowiadających się.
O ostatnim, kończącym się już, sezonie w Biurze Literackim można powiedzieć kilka wymownych rzeczy, których dowolne interpretacje zaspokoją naszą tendencję do wartościowania zdarzeń słusznie i niesłusznie minionych. Zależnie od naszych uwarunkowań psychicznych i kulturowych, zmiany mogą być traktowane w zupełnie inny sposób. Dla jednych będzie to oznaką rozwoju twórczych inklinacji, dla innych zerwaniem z dogmatem wyznawanym niezależnie od okoliczności. Podejście „obiektywne” zmusiłoby nas do relatywizowania wszystkich działań, co niechybnie skończyłoby się na odpowiedziach zaczynających się od „Tak, ale...” oraz „Nie, ale...”. Ile w tym sensu, niech każdy odpowie sam na to pytanie.
Po pierwsze więc można stwierdzić: więcej prozy. Przeważnie dobrej i bardzo dobrej. Wydanie naszych wschodnich i południowych sąsiadów, to znaczy Bondara i Balli było strzałem w dziesiątkę, podobnie jak publikacja Amerykanina Edmunda White'a, a także naszych rodzimych twórców, np. Julii Fiedorczuk. Odejście wydawnictwa kojarzonego głównie z poezją w stronę powieści i opowiadań było przyjmowane z rezerwą głównie przez nieliczną grupę czytelników tej pierwszej. Po drugie zaś: więcej przekładów i wyborów. Seria 44. Poezja polska od nowa to temat na osobny tekst. Tłumaczenie zagranicznej poezji, także zmarłych autorów, zabrało miejsce w grafiku polskim twórcom nam współczesnym. Szczególnie mocno było widać to na tegorocznym Porcie Wrocław, kiedy to czytania odbywały się nieraz wyłącznie w obecności tłumacza i jeżeli nie był nim Andrzej Sosnowski lub Bohdan Zadura, to niekoniecznie dało się spędzić pełne półtorej godziny przeznaczone na spotkanie. Po trzecie i ostatnie, a już nadmienione: mniej nowych książek poetyckich rodzimych pisarzy i pisarek. Tylko 5 czytań (w tym Krystyny Miłobędzkiej i autorów Połowu 2011) przygotowanych było z myślą o promocji książek artystów z naszego poletka. „Tak, ale...” mieliśmy przynajmniej okazję posłuchać na żywo Laurie Anderson i White'a. Europejskie Spotkania Pisarzy mówią same za siebie.
W sobotę, dnia 21 kwietnia 2012 roku, mogliśmy posłuchać dziesiątki finalistów Połowu 2011. Czytanie udane, początkujący poeci nie zostali pożarci przez stres, dzięki czemu można było utrzymać skupienie na wygłaszanych przez nich tekstach. Pomimo łatki debiutantów i debiutantek – a właściwie łatki przeddebiutantów i przeddebiutantek książkowych – wszyscy zgrabnie poradzili sobie z prezentacją własnej twórczości, co było o tyle zaskakujące, o ile zda sobie sprawę słuchający z młodego wieku tej w większości dwudziestoparoletniej grupy. Wyjątkową uwagę skupiła na sobie Katarzyna Fetlińska i kto miał okazję uczestniczyć na Porcie podczas tego wydarzenia – wie o czym piszę. Jej płynne, zrytmizowane teksty połączone z nienaganną dykcją i teatralizacją występu zapadło w pamięć chyba każdemu zgromadzonemu na sali. Pierwsze wrażenie to ważne wrażenie. Powrót do pisanego tekstu Fetlińskiej sprawia od teraz znacznie więcej przyjemności, niż uprzednio.
Wspominam o tym występie tylko dlatego, by zrozumieć dystans, jaki odczuwam podczas lektury Połowu. Poetyckich debiutów 2011. Porównanie aktualnego projektu z poprzednim, jak i wcześniejszymi o starszej formule, wydaje się rzeczą naturalną. I kiedy przypomnimy sobie ówczesnych laureatów, sięgniemy jeszcze raz po ich wiersze, przeczytamy po kilka intrygujących tekstów, to zdamy sobie sprawę z „części brakującej” w 2011 roku. Owym brakiem jest brak osobowości poetyckich. Wystarczy wymienić nazwiska: Julia Szychowiak, Agnieszka Mirahina, Przemysław Witkowski, Bartosz Sadulski, Urszula Kulbacka, Krzysztof Szeremeta. Prezentujący osobne głosy liryczne, reprezentujący za sobą inne spojrzenie na poezję – tak jej widoczne parametry, jak i stosunek wiersza oraz roli twórcy wobec świata zewnętrznego. Słowem tworzący oddzielne konstelacje wpisujące się do ogólnego planu galaktyki. Część z nich zajmowała się i zajmuje nie tylko aktem kreacyjnym na papierze, ale równie dobrze radzi sobie w charakterze określającym ich przynależność ideologiczną czy społeczną. W ich wierszach można znaleźć odzwierciedlenie poglądów, miejsca zamieszkania i wiarę w swoje przekonania. W ten oto sposób poetycki świat nie stawal się li tylko emanacją swojej osoby, lecz zarazem manifestem pragnień i potrzebnych zmian, wpływaniem na otoczenie. Taka poezja najlepiej opisuje zjawiska zachodzące w mikro i makroświecie, w osobie poety i świata wokół niego.
Na tym tle Połów w 2011 roku wypadł blado. Wśród finalistów zaledwie troje przykuło moją uwagę, a zasłużyli na nią Szymon Domagała-Jakuć, Katarzyna Fetlińska i Jakub Głuszak. Oni to podjęli tematy związane ze środowiskiem w którym się obracają. Ten pierwszy uraczył nas mocno zaangażowanymi obrazami Łodzi („Wujek Joop miał rację. Mówił Sajmek Aaa Kraków Eee Łódź. Brzydka / i tyle jej, że rozdzielam tynk wzrokiem”), ale na tym nie poprzestał. Równie mocno traktuje tematy powiązane z religią, czy szerzej: z religijnością, naśmiewając się z dewocji, ale jednocześnie poważnie biorąc jej społeczną i prywatną rolę, jak w wierszu „Kamila Anna”: „Tak, 26 marca 2011 roku po Chrystusie (Ewangelie mówią, że nigdy nie jest po Chrystusie) / około 22 na rogu Marynarskiej i Wojska Polskiego w Łodzi / krzyczałem do Boga żywego – krzyczałem do Boga żywego, aby wziął za mnie odpowiedzialność”. Zupełnie inaczej sprawa ma się z przyswajaniem tekstów Fetlińskiej, której silny głos poetycki najpierw to krzyczy, by zakończyć się szeptem. Nawiązuję tu tak do jej czytania na festiwalu, jak i mechaniki jej liryki, czego sztandarowym przykładem może być „In Absentia”. Słowa powiązane ze sobą niewidzialną siecią zależności odbijają się od siebie, tworząc nowe znaczenia w niebanalnych kontekstach. Melodia i przekaz znalazły wspólne ujście. Z kolei Głuszak obwieścił, że pisząc wiersze korzysta z osiągnięć filozofii žižkowskiej. Ile cukru w cukrze nie mnie decydować, jednak zmetaforyzowaną krytykę kultury da się wyczuć w drwiącym nieraz a i nieprzejednanym wydźwięku jego poezji („Drodzy poeci! Dziś wchodzi w życie ważna zmiana w terminologii: / wprowadzone niedawno skurwysyńskie mechanizmy selekcji będziemy nazywać / skurwysyńskimi mechanizmami selekcji – może wreszcie zrodzi / się z tego jakieś dobro”).
Co zaś można powiedzieć o pozostałych współautorach i współautorkach Połowu? Gustu kwestia. Na pewno są dobrzy warsztatowo, to znaczy świetnie obeznani w aktualnych trendach i prądach literackich. W związku z tym nie można zarzucić im braku wyczucia tudzież umiejętności w wykorzystywaniu pióra do własnych celów, przy czym „własne” jest tutaj słowem-kluczem. Mają własny klarowny styl, z którego może urodzić się w przyszłości dużo więcej niż to, co dotychczas zaprezentowali publice. Marta Podgórnik w opublikowanym w zbiorze szkicu pisała, abyśmy jeszcze poczekali, jeszcze się nie spieszyli z wydawaniem twardego osądu. Podpisuję się pod jej słowami, ponieważ podzielam wiarę w możliwości rozwoju rozbudzonych już poetyckich wielogłosów. Być może przyjdzie czas, gdy wstyd mi będzie za niezwrócenie uwagi na iskrę wybitności tlącą się w piórze publikowanego przeddebiutanta czy przeddebiutantki.
Projekt Połowów literackich zawsze kończył się, w moim odczuciu, nie wyłowieniem „najlepszych” poetów i poetek przed debiutem książkowym, ponieważ jest to zdradziecki i niepewny termin, ile prezentacją tych najlepiej zapowiadających się. Nie ma odskoczni od reguły. Połów. Poetyckie debiuty 2011 gromadzi poetów różnych języków, stylizacji i symboli, dzięki czemu każdy znajdzie tu wersy dla siebie. Ilu czytelników, tyle upodobań, a że czytelnik liryki bardzo często pokrywa się z producentem tejże, to może podejrzeć jak radzą sobie jego koledzy po piórze i co dziś jest promowane. Mój „wybór” być może nie pokryje się z waszym. Kombinacje mogą być tak różne, jak różni są odbiorcy. Jeżeli oceną może stać się ilość „trafionych” autorów, u mnie byłoby to 3/10. U innych? 5/10, 10/10, 0/10? Na pewno taka skala oceny nie odzwierciedla charakteru publikacji i powinno się odebrać ją krzywdząco – identycznie z opisywaniem smaku wina za pomocą ilości gwiazdek przy marce i roczniku. Być może niesprawiedliwe jest wybieranie dla siebie z już wybranych. Na pewno jednak warto skonfrontować swoją wizję z wizjami „połowiczów”. I obserwować ich dalsze działania na literackiej scenie.
Marcin Sierszyński
Kamil Brewiński, Maciej Burda, Szymon Domagała-Jakuć,
Katarzyna Fetlińska, Jakub Głuszak, Grzegorz Jędrek,
Katarzyna Kaczmarek, Adrian Sinkowski,
Maciej Taranek i Joanna Żabnicka
Połów. Poetyckie debiuty 2011
wybór i posłowie Roman Honet, Marta Podgórnik i Joanna Mueller
okładka miękka, stron 184