Rozmowa z lubelskim zespołem, grającym muzykę niezależną od 2006 roku. Plug&Play jako pionierzy indierockowej sceny?
W waszej muzyce słychać zarówno wpływy brytyjskiej sceny rockowej, jaki i elementy funky,elektroniki i wielu innych stylistyk. Czy takie właśnie niecodzienne połączenie to waszym zdaniem idealny przepis na niepowtarzalne brzmienie?
Muzyka, jak każdy produkt kreatywny jest wypadkową wielu okoliczności obiektywnych i subiektywnych, a także inspiracji. W zespole grają obecnie osoby z bardzo odległych bajek muzycznych, od jazzu, poprzez amerykański punkrock, brytyjskie i amerykańskie indie, zimną falę po reggae, to jest w tej chwili absolutnie wybuchowa mikstura, której smak słuchacze będą mogli poznać za jakiś czas, ale przejawy różnorodności stylistycznej słychać również na wcześniejszych wydawnictwach. Przetwarzanie tego co każdemu odpowiada i w czym się dobrze czuje jest chyba najlepszą drogą do osiągnięcia niepowtarzalnego stylu.
Po głębszym przeanalizowaniu Waszych kompozycji da się zauważyć, że nie zawsze są one typowymi piosenkami o przewidywalnej budowie i typowych zwrotach harmonicznych. Czy podczas pracy nad nowymi utworami eksperymentujecie i szukacie oryginalnych rozwiązań?
Nie jesteśmy typowymi eksperymentatorami, poszukującymi nowych rozwiązań formalnych i dążących do rekonstrukcji muzyki. Priorytetem jest zawsze piosenka jako spójna forma dla przekazania pewnych emocji oraz treści. Z pewnością znakiem rozpoznawczym naszego stylu jest konstrukcja piosenki z długim mostkiem… na końcu kawałka. Poza tym coraz śmielej poczynamy sobie z rytmem, harmonią oraz akcentacją, poszukujemy nowych brzmień instrumentalnych, ostatnio poszliśmy w wielogłosowość wokalną, jednak to wszystko mamy zamiar zmieścić w pakiecie standardowych rozwiązań aranżacyjnych i kompozycyjnych.
Dużą wagę przykładacie nie tylko do brzmienia swojej muzyki, ale także do towarzyszących jej elementów wizualnych. Dowodem na to jest teledysk do utworu Alice from the Stars powstały przy współpracy ze studiem projektowym Kimono Projekt. Opowiedzcie nam jak przebiegały pracy na tym nietypowym obrazem.
Alice from the stars to, szczerze mówiąc, nasz pierwszy prawdziwy teledysk. Tak się złożyło, że nikt z nas nie posiada szczególnego talentu graficznego, więc tym chętniej współpracujemy bez kompleksów z odważnymi i ciekawymi artystami (np. okładki Electric Night i Why so close? zaprojektował genialny grafik i plastyk Filip Tofil z Warszawskiego Syfon Studio, Whoreship do dzieło piekielnie zdolnego Jacka Rudzkiego).
Klip do Alice from the stars przybrał tę formę po konsultacji kilku wcześniejszych pomysłów oraz po nie dojściu do współpracy z kilkoma innymi autorami. Poszukiwaliśmy w Warszawie, a tym czasem okazało się że mamy na miejscu świetnych i zdolnych ludzi z Kimono Projekt. Plug&Play zawsze postępował z zasadą D.I.Y. w sercu, dlatego również ten klip nakręcony został przy użyciu minimum kosztów, a maksimum kreatywności. Miejsce akcji to nasza sala prób, której większą cześć zajmuje stół do ping ponga. Zamknięte pomieszczenie sprzyjało instalacjom i kontroli światła. Ludzie z Kimono wpadli na świetny pomysł świecących piłeczek wirujących wokół rozgrywki między pierwiastkiem męskim i żeńskim, reszty dopełniła teatralna technika i rekwizyty. Wyszedł obrazek bardzo spójny z naszym przekazem, czyli zagmatwany i niejasny, ale intrygujący i zmuszający do powrotu.
Album Why so close to Wasze pierwsze pełnowymiarowe wydawnictwo, lecz nie jesteście debiutantami. Na przestrzeni ostatnich lat światło dzienne ujrzały trzy Wasze epki. Czy materiał, który znalazł się na longplayu jest podsumowaniem tego minionego okresu, czy też jest to już zupełnie nowa opowieść?
Tak się złożyło, że wydanie płyty opóźniały zmiany w składzie. W tym okresie w momentach większej aktywności zespołu powstawały nowe utwory, czas mijał i to, co wcześniej graliśmy stawało się coraz bardziej nieaktualne. Z drugiej strony wielokrotnie słyszeliśmy głosy, że utwory domagają się profesjonalnej realizacji. Dlatego sprawę potraktowaliśmy kompromisowo i w proporcjach pół na pół postanowiliśmy dać trochę „starego” a trochę aktualnego P&P. WSC to jest podsumowanie pewnego etapu, ale nie jestem pewien, czy płyta to w dostateczny sposób podkreśla, więc potraktujmy to jako element osobistych rozliczeń z muzyką, sceną i jej krótkotrwałymi modami.
Wasz debiutancki album udostępniacie całkowicie nieodpłatnie na swojej oficjalnej stronie internetowej. Czy właśnie w takiej formie widzicie szanse dla rozwoju dystrybucji muzyki w przyszłości?
Życie nauczyło, że jeśli czujesz, że musisz coś oddać, lepiej oddaj to szybko i z uśmiechem. Wychowywaliśmy się w innej rzeczywistości rynku muzycznego i jesteśmy aktorami zmian zarówno jako odbiorcy, jak i twórcy. Znamy dwie strony medalu. Nigdy nie czerpaliśmy większych zysków z muzyki, więc nie potrafimy zżymać się jak np. K. Staszewski, który wstaje każdego dnia ze smutnym przeświadczeniem, że ktoś go aktualnie okrada. Z pewnością koszty nagrań i dystrybucji znacznie się obniżyły dzięki technologii, więc i towar jest tańszy. Liczymy jednak, że główny akcent w recepcji muzyki przesunie się w stronę grania na żywo, a album nagrany będzie zachętą do kupienia biletu na występy live. Nie zapominajmy też, że mieliśmy ambicję wprowadzić Why so close? do sprzedaży na CD, ale póki co nasza wytwórnia jej nam nie wydaje, więc nie jesteśmy pewni czy to się wydarzy.
Mieliście okazję wystąpić na scenach tak znanych i cenionych festiwali jak Heineken Heineken Opener Festival czy Jarocin w towarzystwie ważnych dla polskiej sceny alternatywnej artystów. Czego uczą Was jako muzyków i ludzi takie doświadczenia?
W pierwszej kolejności uczą pokory wobec sceny i dyscypliny. Uczą odporności psychicznej i dają fajną optykę patrzenia na własną działalność, zwłaszcza że jednego dnia grasz na Openerze, a drugiego w warszawskiej norze, co ciekawe w dużym stopniu dla podobnej publiki. W dalszej kolejności daje możliwość przyjrzenia się od kuchni warsztatowi bardziej doświadczonych muzyków i wymiany doświadczeń. Pokazują też czasem, że duże i fajne wydarzenia, wyglądające dobrze w mediach potrafią trzymać się często na włosku od upadku czy totalnego chaosu.
Z jednej strony od waszej muzyki czuć ,,nowofalowy chłód” , ale z drugiej nie sposób odmówić jej przebojowego potencjału. Czyżby udało się Wam osiągnąć idealne proporcje i Wasza muzyka może sprostać nawet najbardziej wybrednym gustom?
To nie jest pytanie, na które możemy odpowiedzieć. Gramy taką muzykę, do jakiej sami poszlibyśmy tańczyć, czy też poczuć pewne emocje. Oceniają słuchacze swoim entuzjazmem lub jego brakiem, czasem recenzenci roszczący sobie prawo do takiej oceny z nieznanych nam powodów, my znosimy to wszystko pokornie i pracujemy nad swoją muzyką.
Podczas koncertów wiele zespołów pozwala sobie na odrobinę szaleństwa i przearanżowywanie swoich utworów, stąd od zawsze olbrzymią popularnością cieszyły się albumy koncertowe i wszelkiego rodzaju bootlegi. Czy koncertowe wersje Waszych kompozycji także odbiegają brzmieniem lub formą od tego co słyszymy na płycie?
Odbiegają choćby z takiego powodu, że użyte instrumentarium klawiszowe należy do naszego producenta Pawła Cieślaka, który położył na muzyce wiele warstw i ścieżek, ciężkich do odtworzenia w warunkach koncertu. Co do przearanżowywania kawałków to zdarzało się to kiedyś i z pewnością się zdarzy, ale tylko przy założeniu, że w najbliższym czasie nie czekają nas kolejne zmiany składu i P&P znów zacznie funkcjonować jak jeden organizm.
Zdecydowaliście się wykonywać swoje kompozycję wyłącznie w języku angielskim. Często ubolewam na tym, że świetna polska muzyka nie brzmi do końca szczerze w obcym języku. Skąd taki właśnie wybór w przypadku grupy Plug&Play?
To wynik pierwszych radykalnych założeń grupy. Teraz ciężko byłoby się przestawić na polski. Dzięki wykorzystaniu angielskiego jesteśmy mocno popularni w niszowych środowiskach słuchaczy w Niemczech czy w USA, nasza muzyka wykorzystywana jest na całym świecie jako podkłady do shortów, reklam czy innych materiałów video. Gdzieś tam raz na jakiś czas powstaje piosenka z polskim tekstem, kto wie, może kiedyś uzbiera się tego na jakieś wydawnictwo, to byłoby spore wyzwanie.
Czy trwający letni sezon koncertowy również dla Was jest pracowity i już wkrótce będziemy mogli usłyszeć zespół Plug&Play w wielu polskich miastach i na festiwalowych scenach?
Zagraliśmy kilka koncertów promujących płytę, ale brak nośnika sprawił, że zostaliśmy pominięci przez kilka większych imprez i mediów. W ostatnich latach kultura koncertowa w mniejszych klubach mocno upadła, a stawki często nie pozwalają na zwrot kosztów. Udało nam się jednak zagrać zarówno w rodzinnym Lublinie, jak i w Berlinie czy Warszawie. Szykujemy się do jesiennej akcji koncertowej oraz w planach mamy wydanie epki z kompletnie odświeżonym brzmieniem.
Rozmawiał Bartosz Domagała
Why so close, Plug&Play
Wydawca: Electrum Production
Data: 05 maja 2012
Lista utworów:
1. Ready For Rapture
2. Alice From The Stars
3. Let’s Get No Hope
4. Soft War
5. The Most Beautiful Face
6. Solitary Love
7. You Are My Radio
8. What Would Freud Say
9. Dying With Emily
10. Stop Me
11. Charming Eyes
12. Captain Welfare
Artykuł ukazał się na portalu Katalog Artystyczny.