W styczniowej odsłonie zaprezentujemy „Ślizgawki" Jakuba Sajkowskiego.
Witamy w styczniu!
Na nowy rok redaktorzy i współtwórcy Niszy Krytycznoliterackiej obiecali sobie, że wciąż będą starać się promować poezję w sposób, jaki został ongiś obrany w poszerzonej formule. Od stycznia gwarantujemy, że prócz szkiców dotyczących książki branego na warsztat autora/autorki, ukaże się z nim/nią wywiad, w którym będziemy starać się wydobyć jak najwięcej informacji o dotychczasowych publikacjach. Uważamy, że rozmowa jest skutecznym narzędziem obrony i kontrataku literata, którego bierzemy na warsztat. Od teraz każdy projekt Niszy będzie zwieńczony publikacją wywiadu.
Tym razem mamy przyjemność zaprezentować poezję Jakuba Sajkowskiego z tomiku Ślizgawki, ogłoszonego przez wydawnictwo Zeszytów Poetyckich. Jest to jego debiutancka książka, chociaż sam poeta powinien być już niektórym znany. W 2008 i 2009 roku był nominowany do prestiżowej nagrody im. Jacka Bierezina w Łodzi, publikował m.in. w „Wyspie”, „Arteriach” „Pro arte” i w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Ponadto był laureatem kilku innych konkursów, a Andrzej Sosnowski wybrał go do Połowu 2009, co jednak nie zaowocowało wówczas wydaniem książki.
I tak, powolnymi krokami, doszło do powstania Ślizgawek, którymi dziś się zajmiemy. Pierwszy wiersz w natarciu:
You will never walk alone
Śniło mi się, że nazywam cię suką, przy czym nie chodzi o człowieka,
ale o gasnącego, bezdomnego psa, z coraz rzadszą, rudą sierścią
(ogniem coraz bardziej zapadającym się do środka),
na przykład na opuszczonej stacji moskiewskiego metra.
Zresztą, mogę się mylić, bo twoją płeć tym trudniej mi określić,
że jestem oddalony o tysiąc trzysta kilometrów
(nawet tam, nawet dla ludzi, którzy przechodzą obok ciebie,
ale boją się dotknąć, jesteś obca).
Śniło mi się, że masz mundur czerwonej rewolucjonistki
i gdy idziemy późną wiosną na Patriarsze Prudy, twoja twarz
jakby stawała się bezkształtna z gorąca, twój głos
mechaniczny jak spikerka w pociągu. Usiłujesz
wtopić się we mnie, być moim cieniem. Masz raka
i gasnąc nieludzko wyjesz z bólu.
_____________________________________________
0Rh-
Mieliśmy zrobić to wspólnie, ale w stacji krwiodawstwa
mnie dopuścili, a ciebie nie. Okazało się,
że masz jeszcze świeże dziury w ciele. Okazało się,
że krwi zdrowej i chorej nie można mieszać.
Powiedzieli ci: popłynie zupełnie bez celu, w tanim
karnawale, jak strzelanina czerwonych świateł
wprawiających w ruch siebie nawzajem.
Powiedzieli mi: będzie sterylną bronią chemiczną,
zamrożą w banku kroplówkę w plastikowej łusce.
Aby ludzie dostawali głodowe porcje, zaledwie
podtrzymujące funkcje życiowe. Ostatecznie
nici z romantyzmu w tej historii. Wszystko ma konwencję
horroru klasy C, oglądanego z kumplami
z którymi nic mnie nie łączy,
oprócz śmiechu, gdy krew znowu okazuje się sztuczna.
_______________________________________________
Małe rezurekcje
Niektórzy poeci zmywają naczynia jedynie po zmarłych.
Być może to depresyjne przywiązanie do brudu,
być może domaganie się pewności. W każdym razie
ta metoda naukowa nie jest zbyt bezpieczna.
Ciche przemykanie po peryferyjnych zaułkach, psychoanaliza
nie z dystansu, a na granicy szaleństwa, queer studies.
W końcu wszystko jest queer. Nieczyste albo nietykalne.
Nitka, po której chciałem iść, kończy się zbyt szybko.
Jak tamten wieczór, w którym poznałem chłopca,
takiego ładnego chłopca, miał delikatne rysy twarzy,
jak wszyscy chłopcy, którzy mnie rozumieją.
Ale w śladach po nim, w tym, że został tylko włos,
mały włos, nawet nie całość, a końcówka, w tym
nie ma żadnej subtelności. Zniknął tak skutecznie,
że nie wiadomo właściwie, czy jest mordercą czy ofiarą.