Wybór współtwórców tomu wydaje się nieprzypadkowy: każdy z nich ma co innego do zaoferowania czytelnikowi.
To słowa Janusza Drzewuckiego, jednego z dwudziestu czterech poetów, którzy wzięli udział w projekcie-książce Dorzecze Różewicza zainicjowanym i wydanym przez Biuro Literackie. Pokaźna ich (poetów) ilość świadczy o akuratności nadania tego tytułu. Istotnie można tu już mówić o prawdziwym dorzeczu, gdzie liryczne wody spotykają się w jednej wartkiej rzece. Niezwykła popularność – zwłaszcza wśród twórców średniego i młodego pokolenia – jaką utrzymuje Tadeusz Różewicz jest nieporównywalna z żadnym innym poetą piszącym po 1945 roku, chociaż zdaję sobie sprawę z mocno subiektywnego wydźwięku tego zdania; nawet jeżeli podbudowane jest uważną obserwacją. Jeszcze nie tak dawno Piotr Śliwiński, przypominając słowa młodych poetów, że śmierć Czesława Miłosza jest korzystna dla nich, bowiem „nareszcie znajdzie się dla nas miejsce”, skomentował: „Gdy odchodzi wielka poezja, miejsca zawsze jest mniej”². Nie spotkałem się jeszcze z równie nieprzychylnymi (i prostackimi) komentarzami odnośnie Różewicza, któremu zresztą życzymy więcej niż stu lat!
Wróćmy jednak do Drzewuckiego. On to, jako jeden z nielicznych w tomie, nie powziął sobie za cel „ukazywania” wierszy Mistrza, lecz opowiadania o swoich z nimi przeżyciach. To bardzo cenne doświadczenie, ponieważ pozwala na włączenie się do narracji indywidualnych kontaktów z wierszami, nienastawionymi ani na krytycznoliteracki dyskurs, ani eseistyczne przedstawicielstwo własnego punktu widzenia poezji. Tego drugiego zaś w Dorzeczu Różewicza jest wiele. Czegóż jednak wymagać od nazwisk, które niemal jednoznacznie utożsamiamy z nauką, jak chociażby wspomniany już przeze mnie Piotr Śliwiński czy Jacek Gutorow? Jest to jak najbardziej usprawiedliwione i potrzebne. Czemu jednak poeci podjęli się zadań krytyki literackiej? Nie znam odpowiedzi na te pytanie, ale wiem za to co innego: otóż wiem, że świetnie im to wyszło.
O ile na początku byłem zaskoczony takim potraktowaniem tematu, jaki zaserwowali nam znani poeci, to wraz z lekturą oswajałem się, przyznając słuszność ich założeniu. Przecież właśnie o to chodzi, aby twórcy zauroczeni postaciami poezji Różewicza uzewnętrznili się przed czytelnikiem ze swoich doświadczeń. I wyszło to o tyle dobrze, o ile każdy z nich zrobiło to trochę inaczej. Widać zresztą analogię z innym projektem-książką Poeci czytają Herberta³ (niektóre nazwiska, jak Bohdana Zadury czy Tadeusza Dąbrowskiego powtarzają się w obydwu antologiach), podobnie jak Dorzecze Różewicza zaprojektowaną. Mam nadzieję, że podobne inicjatywy rozwiną się w przyszłości, tworząc pokaźną bibliografię tekstów „poeci-poecie”, które wydają się pewnym novum na (przynajmniej naszym) rynku.
Cóż rzec o zawartości tej książki? Pewnikiem, że znajdziemy w nim naprawdę bogatą ilustrację wierszy autora Płaskorzeźby. Szczególnie wpadają w pamięć wypowiedzi Wojciecha Bonowicza, Jerzego Jarniewicza, Zbigniewa Macheja, Andrzeja Sosnowskiego i Bohdana Zadury. Zupełnie różnie potraktowali temat, każdy czytał inaczej, każdy ma „swojego” Różewicza. Odnosi się to oczywiście do wszystkich poetów prezentujących tę poezję w tomie. Szkoda byłoby tu jednak opisywać ich „opisywanie”, „pokazywanie”, czy „obcowanie” z wierszami Mistrza, albowiem sprowadziłoby się to do wyrobniczej i niechlubnej roboty przetwarzania danych. Mogę od siebie tylko dodać, że wybór współtwórców tomu wydaje się nieprzypadkowy: każdy z nich ma co innego do zaoferowania czytelnikowi. Zresztą wierzę, że część tych tekstów była gotowa dużo wcześniej, nawet jeżeli niespisana na papierze, to zachowana w głowie autora – myśl o Różewiczu niejednej osobie prezentującej się w tym tomie jest wyraźnie nieobca i tylko czekała na dogodny moment, aby zaistnieć dla szerszego grona. Szczęściem zbiegu dogodnego czasu (chociaż urzędowo mamy rok Miłosza, to dziewięćdziesiąte urodziny obchodzi jednak Różewicz, co spokojnie zinterpretujemy jako alternatywne święto) możemy otrzymać dzieło pełnowartościowe, a nie lichy półprodukt goniących za terminem wydawców. Słowem: idea krążyła po świadomości znacznej części autorów tekstów. Obcowanie z twórczością Różewicza jest im nieobce w obecnym stanie ducha.
Frapuje mnie ta lektura. Nie wiem, co bardziej cieszy: mnogość interpretacji Mistrza zamieszczona w jednym tomie, czy raczej możliwość podejrzenia znanych poetów spowiadających się ze swojej fascynacji. Jak zwykle sprawdza się tu złoty środek: połączenie tych dwóch motywów składa się na mocną pozycję dzieła. Biuro Literackie zdążyło nas już przyzwyczaić do niezwykłej jakości wydawanych książek, tym razem jednak zaskoczyło równie dopracowanym do perfekcji projektem, będącym istnym świętem dla czytelników Różewicza. Mam nadzieję, że nie jest to jednorazowy wyskok wydawnictwa, ale konsekwentną myślą dążącą do realizacji – a słyszałem, że podobną formę przyjmie uczczenie innej znamienitej poetki. O tym jednak w swoim czasie.
Wydaje się, że Drzewucki podchodzi zbyt radykalnie do naszej wiedzy. Nie, uważam że nie powinniśmy unieważniać czegokolwiek, co napisano o poecie. Ale powinniśmy pisać (mówić, słuchać) o tym, co działo się z nami pod jego wpływem. To jedna z dróg na nieodejście z naszej pamięci Tadeusza Różewicza.
P.S. Do wydania dołączono również płytę DVD z filmem „Dorzecze Różewicza” autorstwa Artura Burszty i Jolanty Kowalskiej, będący piękną laurką na cześć Mistrza oraz przyjemnym zwieńczeniem lektury książki.
_____________________________________________________
¹ J. Drzewucki, O „Ocalonym” [w:] Dorzecze Różewicza, Wrocław 2011, s.46.
² Cytuję tu zasłyszaną wypowiedź podczas dyskusji „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”
³ Poeci czytają Herberta, red. Andrzej Franaszek, Kraków 2009. Godne uwagi również ze względu na wspomnianą analogię z Dorzeczem Różewicza.